Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/257

Ta strona została skorygowana.

teraz kniaziowi ludzką nikczemność oglądać, widział ją zuchwałą dla słabych, zobaczył uniżoną wobec saméj woni cudzego grosza... Inaczéj przystępowali doń, inaczéj witali, mówili odmiennie; dla nich zmienił się człowiek, gdy się położenie jego zmieniło. Wszystko to mogło oburzyć tylko i odstręczyć od ludzi.
Książę téż najmniejszéj nie miał ochoty z pasportem tym złotym wciskać się w społeczeństwo, którego wartość oceniał. Nie chciał nawet bawić długo w stolicy, chociaż coś go tu jednak trzymało i przywiązywało. Wstydząc się sam przyznać przed sobą i zapytać nawet o tę, któréj miał serce pełne... rad był, że mu obiecywane ogłoszenie nowéj ustawy da zręczność przedłużenia pobytu, a tymczasem począł odwiedziny od tych ludzi, którzy dlań wówczas okazali współczucie, gdy inni go prześladowali. Kapostas powitał go zrazu niedowierzając, milczący, jakby chciał zbadać wrażenie, które na nim uczyniła owa fortuna niespodziewana. Nim począł mówić otwarciéj, słuchał...
— Wierz mi pan — rzekł mu książę — iż nie zapomnę nigdy dowodów przyjaźni, jakie mi dałeś, gdym był ubogim i sierotą. Chciéj téż wierzyć, że przekonań moich nie zmieni położenie. Ojciec mój