Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/261

Ta strona została skorygowana.

— Nigdy w świecie!
Popatrzyła nań chwilkę, a widząc, że sam on nie rozpocznie mówić o kasztelanowéj, postanowiła go zagadnąć.
— Byłeś książe u kasztelanowéj?..
Rumieniec wystąpił na twarz Konstantego i nie uszedł baczności Gietty.
— Nie śmiałem, — rzekł cicho, — nie chcę być natrętnym.
— Ona w istocie nikogo nie przyjmuje, — dodała żywo starościna, — mówią o jakimś uprojektowanym już marjażu, który zdaje się być pewny.
Spojrzała na księcia, który przyglądał się bacznie barankowi czapki trzymanéj w rękach...
— Zresztą zupełnie zamknięta, nie bywa nigdzie... oddana bigoterji, po całych dniach w kościele albo na modlitwie, a na księcia trochę zażalona...
— Na mnie? za co? — spytał kniaź.
— Ja tam dobrze nie wiem, alem uważała, że się gniewa... zapewne musiano jéj coś donieść, na świecie pełno ludzi złośliwych...
Konstanty zmilczał.
— Bardzo święta i dobra kobieta, ale godną jest, by mój ex-mąż się z nią ożenił (kochał się w niéj dawniéj), bo tak nudna jak i on.