Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/264

Ta strona została skorygowana.

— Natychmiast po ogłoszeniu nowych praw...
Piękna Gietta ruszyła ramionami, popatrzała na nieczułego niedźwiedzia, który śmiał w jéj obliczu mówić o innych jakichś prawach nad te, które jéj oczy dyktowały i odprawiwszy go, pobiegła do okna spojrzeć jeszcze na te śliczne taranty, które westchnienie z jéj piersi wyrwały.
— I to, — zawołała oczy podnosząc do góry, a dłonie łamiąc tragicznie, — i to ten pan Bóg niesprawiedliwy takim ludziom daje, którzy tego ani ocenić, ani się poznać na tém nie umieją!! Gdybym ja je miała?..
Rozśmiała się sama z siebie.
— Całe trzy dni byłabym szczęśliwą.
— A potém? — spytało sumienie, które czasem troszkę się z nią sprzeczało.
— A potém?.. Możebym je oddała za mopsa albo za karła... albo za nowe pantofelki! Oh! ale trzy dni tryumfu!!
I głęboko zatonęła w myślach; czy to był rachunek sumienia, czy osnowa na nową intrygę? któż taką Giettę odgadnie?


Dnia trzeciego maja... słońce wstało tak pogodnie, dzień był tak ciepły, cichy