i śliczny... a w Warszawie od przedednia jakby na burzę jakąś się zbierało.
Najdziwniejsze wieści siali strwożeni lub strwożonych udający ludzie... W koszarach miało być wójsk pełno, regimenta posprowadzano z okolic, straże podwojono, nocą działa zatoczono tajemnie na taras zamkowy. Około zamku biegali panowie i posłańcy, w kancelarji sejmowéj i bocznych izbach pisarze siedzieli noc całą... po wszystkich gościńcach latali posłańce, sztafety, kurjery...
Mało kto wiedział, co się właściwie stać miało... ale czuli wszyscy, że ten dzień musiał być dla Polski stanowczym...
Stolica od białego dnia przedstawiała widok nadzwyczajny... okna były pootwierane, pełne głów ciekawych, ulice natłoczone niespokojnymi, pytającymi jedni drugich: Co to ma być? A w tłumie nikt odpowiedzieć nie umiał, co się stanie...
— Rzeczpospolita w niebezpieczeństwie, — mówili jedni, — groźne wieści odebrano od posłów z zagranicy.
Wobec ostatecznéj zagłady potrzeba było chwycić się ostatnich środków ratunku...
W ciszy tajemniczéj przygotowywała się owa reforma, o któréj treści nikt oprócz grona szczupłego nie wiedział...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/265
Ta strona została skorygowana.