Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/27

Ta strona została skorygowana.

pili, ale my, cośmy wieki cierpieli i marli dla niéj... nie na polu bitwy, ale w znoju na zagonie, ale w głodzie na barłogu... bez czci i sławy i imienia ludzkiego.
Kapucyn podniósł głos i przerwał, obie ręce dźwignąwszy do góry.
— Chrystus się narodził w żłobie, żył w cieśli ubogiego domu, pracował, cierpiał i umarł za cały rodzaj ludzki, przestawał z celnikami i ubogiemi, cieszył tych co boleli... Tak, bracia moi... ale on téż rzekł, że przebaczyć należało wszystkim... Więc czyńmy co trzeba, aby ubogi lud podźwignąć, ale nie naśladujmy tych, co krwią się dlań dobijają swobody...
— A jeźli krwią niewolę zechcą uwiecznić? — zawołał mówca.
— Tylko słabi tyrani używają tego środka, — mówił ksiądz powoli, — a myśmy miljonem... i silni... pocóż jak oni broczyć się mamy, gdy dosyć tchnąć, aby te cienie obalić.
— A zemsta? — mruknął inny ktoś.
— Zemsty niema w chrześcjańskiém prawie, — łagodnie kończył mnich, — i