rościna. — Pierścień więc kasztelana, zdjęty z trupiego palca, dała nowemu małżonkowi... To zła, to bardzo zła wróżba!
I odwróciła się z piosenką na ustach, choć może białemi zgrzytając ząbkami.
— Słuchajno, hrabio! — mówiła w pół godziny potém, chwytając poddanego jéj zawsze Siemionowicza. — Nie widziałeś hrabiego Zenona?
— Kręcił się wczoraj w liczbie malkontentów milczący.
— Czy wie o powrocie księcia?
— Ja sądzę.
— A cóż, myśli dać mu za wygraną?
— Nie wiem.
— Ciekawam!... Sprowadź mi go, proszę... dawno go nie widziałam...
Hrabiątko było posłuszne, ale dopiero trzeciego dnia hrabia Zeno, kwaśny, zjawił się na pokojach pięknéj Gietty.
Był on jednym z filarów partji hetmańskiéj, która — na spisek trzeciego maja oburzona, a radością powszechną zmuszona milczeć — warczała pocichu, pełen był gniewu na zuchwalców, na króla niedołęztwo; pełen uwielbień dla heroizmu Suchorzewskiego a wzgardy dla słabości marszałka Sapiehy. Nie mógł myśleć ni mówić o czém inném, tylko o poniesionéj klęsce.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/279
Ta strona została skorygowana.