Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/28

Ta strona została skorygowana.

gdyby jéj zepsute serce pragnęło, byłażby większa, jak w upadku i bezsilności zostawić życie i zgryzotę.
Zamilkł. Mówca nieco był zmięszany, nie odpowiedział już nic, rzucił okiem po przytomnych, jakby się z niemi porozumiewał milcząco...
— Czyńmy więc daléj co rozpoczęto... — rzekł po chwili, — Piasto more, do kmiecéj rzeczypospolitéj idźmy. Niech miasta przodują, ale po wsiach, po siołach, po osadach idźmy z pochodniami i zapowiadajmy swobodę ludowi... niech się gminy łączą, niech się porozumiewają, a ktoby tajemnicę zdradził — śmierć!!!
— Śmierć! — powtórzyli przytomni...
— Nie zaczynajcie od śmierci, jeźli życie nowe stworzyć chcecie, — przemówił zakonnik, — patrzcie na Chrystusa Pana, jak on prawdę szczepił... Ofiarą siebie i uczniów swoich, a nie występnych, bo prawda nie cierpi gwałtu, a kto ją chce narzucić, ten ją zaćmi... Patrzmy na Chrystusa, bo on jest światłością, a cokolwiek czynimy na ziemi, w nim wzór znajdziemy.