Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/287

Ta strona została skorygowana.

ogniem własnéj piersi, aby z niéj uczynić pochodnię...
Jednym z takich właśnie wieczorów pamiętnych miał być ów, na który wybierała się kasztelanowa. Książe miał jéj towarzyszyć. Wiedział on dobrze, iż ona od niego żadnéj zmiany żądać nie będzie i pozwoli mu w dawnéj zostać sukni prostéj, z powierzchownością skromną, ale sam pomiarkował, że wśród tak świetnego towarzystwa, ubogie ubranie mogłoby było ujść za chęć odznaczenia się i wyróżnienia oryginalnością. Musiał więc po naradzie z Metlicą nieco się przybrać inaczéj, trochę staranniéj,
Gdy kasztelanowa po długiém nieukazywaniu się na świecie większym, raz pierwszy postrzeżoną została w swéj loży, wszyscy na nią zwrócili oczy. Zdawała się piękniejszą niż kiedykolwiek, majestatyczną jak królowa... a na czole jéj taki spokój i szczęście jaśniało, jaką żadne oblicze niewieście z tego grona poszczycić się nie mogło.
Z parteru, lóż, z krzeseł... szeptając poczęto się uporczywie jéj przypatrywać... a gdy obok niéj stanął w czarném ubraniu przepyszném i najnowszego kroju z guzami staroświeckiemi z rubinów (dobytemi z wręczonego mu sepetu klejnotów pra-