Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/310

Ta strona została skorygowana.

księciem dawała. Ale za to Padniewski z trudnością się obracał.
Przez kilka minut brzęczały szable nadaremnie, szermierze uczyli się wzajemnie swych cięć i składań, aż Padniewski końcem pałasza lekko drasnął ksiącia... krew popłynęła... Nie zwracano na to uwagi... Oba stali tak twardo w miejscu, że uskakując nieco trzymali się ciągle jednego oddalenia... Padniewskiemu z wysiłku niezmiernego pot kroplami czoło oblewał...
W tém jak piorun szabla Konstantego odbiwszy cięcie zwinęła się zręcznie i padłą po za rękojeść szabli na rękę pana Padniewskiego tak silnie, że strumień krwi bryznął, a pałasz z ręką wiszącą na skórze odpadł.
Już tu tylko chirurga było potrzeba, bo Padniewski krzyknąwszy obciętą dłoń prawą trzymał na pół omdlały... Książe odstąpił natychmiast na bok, a że kwadrans dano odpoczynku, przysiadł na ziemi plecami odwrócony do przeciwników. Ci w kupkę się zebrawszy, szeptali pocichu.
Diable, — odezwał się starosta, patrząc na rękę Padniewskiego, którą cyrulik starał się napróżno przywiązać, bo niéj już nic być nie miało. — Diable... waćpan zostaniesz mańkutem... un joli