Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/315

Ta strona została skorygowana.

przyzwoitą c’est plebeien... myślałem, że mnie zabijesz jak owego hrabiego... Tymczasem!..
Ruszył ramionami.
— Jestem w ambarasie co teraz robić, bom wszystko urządził en consequence... teraz nowy kłopot, trzeba rozpocząć życie... et ma foi, pour ceux qui en ont taté une fois...
Poniósł tabakę do nosa i westchnął.
— Więc mimo żeś mi tém książe przysługi nie wyrządził — dodał — soyons amis Cinna, c’est moi qui t’en convie!
Po téj cytacji i powtórném podaniu dłoni, zbierano się do powrotu; słońce się schylało ku zachodowi i miano ruszyć już, gdy turkot powozu niespodziany oczy wszystkich zwrócił na gościniec.
Starościna, jak się łatwo domyśla każdy, o wszystkiém była jak najdokładniéj uwiadomioną. Powiedzmy dla pojęcia tego charakteru, że biedna kobiecina doprawdy tak złą nie była jak się zdawała. Nie miała serca a fantazję rozbujałą, to cała jej wina; potrzebowała krzątać się, intrygować, a sama kochać nie mogąc, drugim do szczęścia przeszkadzać. Zrobiwszy głupstwo, opłakiwała je regularnie i nazajutrz popełniała drugie. Jakiś fatalizm