— Ażeby pracować, toć musi człek wiedzieć jak, a myśmy ciemni, przodkiem zdałoby się nauczyć nas... abyśmy ślepo nie szli, bo zawsze za kimś iść będziemy musieli, jednego dnia za dobrym przewodnikiem, drugiego za złym... i... skrupi się na nas...
Tęskne te wyrazy wieśniaka z Jabłonnéj zrobiły wrażenie i nastała cisza chwilowa.
— Prawdę mówicie, — rzekł ktoś inny, — ale abyście się uczyć mogli i podźwignąć, poczujcie się ludźmi i pracujcie z nami. My was źle nie poprowadzimy...
— A jak to dziś rozeznać? — spytał wieśniak, potrząsając głową.
— Bracie mój, — gorąco przerwał Kapucyn, — ja ci powiem. Coćkolwiek rzekną, abyś czynił, pomyśl, a porównaj, jeźli się to godzi z ewangelją, dobre jest jeżeli przeciwne, choćby się uśmiechało, odrzuć.
— A wieluż z nas i katechizmu z głodu zapomni! stęknął wieśniak...
— Ja wam powiadam, — odezwał się pierwszy mówca, tylko się kupić i wiązać
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/32
Ta strona została skorygowana.