Znajdował się właśnie u drzwi kapucyńskiego kościoła... wszedł i pokląkł.
Co się tam w duszy działo w czasie modlitwy, któż zgadnie? Gdy wstał, spokojniejszy był... i powolniéj poszedł.. ale naprzód do koszar kadeckich, aby się ze Stefanem rozmówić.
Wywołano Stefana, który przybiegł z ciekawością, kto téż na co biednego kadeta mógł potrzebować, a zobaczywszy Metlicę, zląkł się. Szczęściem w ręku stary miał książki.
— Jak się ma Konstanty? — spytał żywo.
— Zdrowie to nic, zawsze ono dobre... ale.. nic pan nie wiesz?
— W koszarach? cóż mnie tu dojść może?
— Proces przegrany na głowę.
Stefan załamał ręce.
— Wié on o tém?
— Od wczoraj.
— Cóż myśli?
— Właśnie radzimy co robić, panie Stefanie, — szepnął Metlica, — gdybyście mogli pójść ze mną, pogadalibyśmy... Młodzi jesteście, ale go kochacie... Z więzienia trzeba wyjść, bo procesu nie będzie... boją się skandalu... wyszedłszy co robić?
Metlica tarł i brodę i włosy z desperacji.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/49
Ta strona została skorygowana.