Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/57

Ta strona została skorygowana.

— A! przepraszam, przerwałam miły tête-à-tête.
Książę sczerwieniał od gniewu. Nina rozśmiała się, choć się lekko zarumieniła i podbiegła ku przyjaciółce. Starościna ledwie pogardliwie ruszyć raczyła główką księciu i weszła, starając się nie widzieć go. Zamiast wyjść natychmiast, co byłoby niegrzeczném, Konstanty pozostał jeszcze chwileczkę.
Gietta umyślnie usiadła do niego plecami.
— Nie dziwię się, że książę dla oglądania kasztelanowéj cudów dokazuje; ale cały świat sądził, że książę siedzisz za zabójstwo w więzieniu.
— Siedziałem — odparł draśnięty książę — nie za zabójstwo, ale żeby zmusić do procesu o gwałt i porwanie kobiety... za który zabiłem hrabiego.
— To był mój blizki krewny — przerwała starościna.
— Niezmiernie mi żal... pani — dwuznacznie rzekł książę.
Starościna się odwróciła.
— Zmizerniałeś pan w wieży!
— Być może.
— Więc wypuszczono go?
— Wyszedłem sam.