Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/59

Ta strona została skorygowana.

— Książę nie należysz i nie będziesz nigdy należał do naszego świata, chociaż z tytułem do niego.
— Pozwoli mi pani spytać, do jakiego raczysz mnie zaliczać?
— A! już doprawdy nie wiem; jest ich tyle... Samże powiedz, jeśli mógłeś za prostą jakąś dziewczynę zabić takiego człowieka jak hrabia, cóżbyś zrobił za krzywdę wyrządzoną dystyngwowanéj osobie?
— Słowo w słowo toż samo.
— Ale to są pojęcia jakubinów!
— Muszę więc być jakubinem, sam o tém nie wiedząc — odparł książę.
W ciągu całéj téj rozmowy oczy kasztelanowéj, choć się wstrzymywała, nie schodziły z Konstantego. Pierwszyto raz widziała go tak śmiałym, ożywionym i wytrzymującym zwycięzko napad starościny, słynącéj ze swych tryumfów.
— Pfe! pfe! — dodała Gietta — gdy wspomnę tego biednego hrabiego, jeszcze mi się chce płakać; tak dobrego towarzystwa, dowcipny, miły!... Prawda, un peu libertin, ale któż nim nie jest?... si bon garçon! Wiesz książę, że żona... żona, którą negliżował, z którą nie żył, którą niemiłosiernie zwodził... chodzi w grubéj po nim żałobie i odżałować się go nie może!... To już najlepszy dowód, jakito