Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/60

Ta strona została skorygowana.

był dobry człowiek. Książę jesteś okrutny, niegodziwy!
— Pani jesteś litości pełną istotą! — odpowiedział książę; — nie miałem honoru znać hrabiego. Żałuję go szczerze, ale szło o honor kobiety.
Starościna parsknęła. Kasztelanowa napróżno dawała jéj znaki. Konstanty wziął za czapkę i zabrał się do pożegnania.
Nie mogąc mu przypomnieć przy Giecie, aby przyszedł jutro, Nina przeprowadziła go oczyma i powiedziała tylko pocichu, że kasztelan pragnie widzieć się z nim koniecznie.
Dwie przyjaciółki zotały sam na sam. Pierwszém słowem Gietty było:
— On się w tobie kocha!
Kasztelanowa uśmiechnęła się pogardliwie.
— Słuchaj, ja się na tém znam!... Kiedy ja się, nie znając go, wdzięczyłam do niego... jak głupia... nie było w nim iskry czucia; teraz, ja ci przysięgam... on się w tobie kocha. Inny człowiek... ale ci nie winszuję.
— Wiesz kochana Gietto, że jabym nie dopuściła, ażeby się mężczyzna kochał we mnie...
— A! doprawdy! — rozśmiała się Giet-