— Czy pani możesz żądać śmierci i nieszczęścia rodziców?
— Co książę mówisz?
— Powtarzam, czy możesz żądać nieszczęścia, rozpaczy, śmierci rodziców?
— Ale cóż to ma znaczyć?
— Pomyśl pani, a odgadniesz.
Julka zapłonęła.
— Ja wiem wszystko, — zawołał książę; — dowiedziałem się przypadkiem. Na miłość Boga!... czyż możesz pani, będąc tak okropnie zdradzoną, wierzyć lada komu?... czyż dom rodziców już pani obrzydł?
Julja zdziwiona popatrzyła oczyma pełnemi gniewu.
— Myślisz książę, że mi tu tak dobrze? — zawołała. — Ojciec mnie nie kocha, matka mnie nie rozumie... siedzę zamknięta jak w klasztorze... wszyscy mnie palcami wytykają. Takiego losu nie zniosę.
— Ale gorszy cię czeka! — zawołał Konstanty. — Nie znam imienia tego człowieka, który mimo dozoru rodziców wkradł się tu nie wiem jakim sposobem, ale to człowiek podły,
— Nie znasz go pan i mówisz...
— Bom przed godziną słyszał, jak się chwalił, że, wykradając cię, dowiedzie, iż
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/70
Ta strona została skorygowana.