niewartą byłaś, aby za ciebie ginął człowiek. Jestto rzecz uknuta umyślnie.
— To nie może być! — krzyknęła Julja.
— Czyż myślisz, że taką rzecz jabym skłamał?
Ruszyła ramionami.
— Albo ja wiem?
— Zlituj się nad sobą, — dodał kniaź — dziś jesteś niewinną ofiarą, jutro staniesz się pośmiewiskiem i... zabijesz ojca!
Julja zaczęła płakać.
— Ojciec, ojciec! — poczęła łkając, — ojciec mnie już nie kocha... ja tu nie mam co robić. Przyszłości niéma dla mnie... Mam ginąć... przeznaczenie takie... to zginę!
— Zlituj się, zlituj! — załamując ręce wołał książę, — niechże się serce w tobie obudzi!
— E! co mi tam książę prawisz! — zza łez odparła nagle. — To są bajki, ja nie nie wiem.
Konstanty zmianą głosu stanął zdumiony; spodziewał się przemówić do serca... znalazł je zamkniętém.
— Byłaś już przyczyną śmierci jednego człowieka! — zawołał — strzeż się, ja i drugiemu nie przebaczę.
— Kto księcia prosił o opiekę? — prze-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/71
Ta strona została skorygowana.