Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/73

Ta strona została skorygowana.

— A źle robię — porywczo odparła Minna. — Już mnie zostaw staranie o dziecku.
Kniaź nic powiedzieć nie mógł, zamilkł, ale już na odchodném zwrócił się do Minny.
— Bądź pani pewną, że się nie wmieszam do niczego; ale...
— Co za ale? czy pan co wiesz?
— Wiem tylko to, że Julka jest dzieckiem i że przy pierwszéj zręczności lada chłystek ją zgubi. Pamiętaj pani, że jéj pierwszy krok był nieszczęściem, a drugi będzie... wyrokiem jéj losu na zawsze.
Minna ruszyła ramionami i mrucząc weszła do domu.
Ciemno już było zupełnie, gdy nie doczekawszy się Grzegorza, kniaź wyszedł z dworku i pieszo wybrał się z powrotem do miasta, gdzie tymczasowo znowu na Marywilu obrał sobie skromne mieszkanie.
Spory kawał drogi aż do Nowego Światu o téj porze był całkiem prawie pusty... Nocną porą przedmieścia i okolice Warszawy niebardzo były bezpieczne. Dopiero w czasie czteroletniego sejmu z zaprowadzeniem ogólnego w kraju porządku rozstawiono nocne warty po odleglejszych ulicach i ruchome patrole. Ale te nie były liczne ani zbyt czynne. To téż puszczać