Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/80

Ta strona została skorygowana.

dek. Dobył śmiejąc się szabli, na któréj krew była, otarł ją i życząc dobréj nocy Metlicy, a prosząc go, aby do domu powracał co rychléj, zamknął się w swéj izdebce.
W młodości, w tym szczęśliwym wieku, w którym rzeczy się cenią istotną ich wartością, choć zdaniem ogółu jest to chwila złudzeń i marzeń, myśl o ukochanéj, szlachetniejsze uczucie, poryw duszy ku czynowi świetnemu, tłumią wrażenia obawy osobistéj i żal po stratach grosza i mienia. Konstanty nie myślał już wcale ani o przegranym procesie, ani o niebezpieczeństwie, poił się zawczasu nadzieją, że jutro raz jeszcze zobaczy kasztelanową.
Gniewał się za to na siebie, ale umiał się przed sobą wytłumaczyć, że w tém nic nie było zdrożnego, że uczucie jego pochodziło z najczystszego dla niéj poszanowania i wdzięczności.
W tych szczęśliwych obietnicach jutra zasnął i przespał noc niespokojnie, bo mary napaści wieczornéj, hałas słyszany na Woli, powróciły mu we śnie.. Dopiero nadedniem głębszym snem znużenia spoczął i nie zbudził się, aż dosyć późno, a że godzina wyznaczona przez kasztelanową była wczesną, uląkł się, żeby nie stracić zręczności widzenia jéj. Pospie-