Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/90

Ta strona została skorygowana.

przyznawano naśladownictwu brata. Nie cierpieli się więc tém bardziéj, iż zaćmiony hr. Zeno w jednéj rzeczy był od niego szczęśliwszym, zachował znaczniejsze fortuny reszty i nieco się majątkowo dźwignął. Tego mu ani nieboszczyk, ani jego przyjaciele darować nie mogli, przypisywano nawet szczęście to niesprawiedliwemu podziałowi majątku i krzywo patrzano na młodszego, który z każdą chwilą na reputacji tracił. Brat zamiast go wspierać w towarzystwie swym wpływem, szkodził mu, dowcipkował z niego, nazywał go swym niefortunnym Sozją, zrobił zeń pośmiewisko. Tak było za życia starszego, ale po jego śmierci rzeczy inną przybrały postać; hr. Zeno został głową rodziny i prototypem z kopji, znaleziono w nim chętnie un faux air nieodżałowanego brata, zaczęto się w nim rozpatrywać i przejednano. Nieznacznie dozwolono mu w towarzystwie zająć opróżnione miejsce. Winien to był szczególniéj trafności, z jaką w pierwszéj chwili po zgonie brata wziął na się głośno rolę nieubłaganego mściciela. Ówczesną społeczność znudzoną bawiło wszystko, a szczególniéj co na tragiczność zakrawało i na niezwyczajność. W dniach znużenia z przyjemnością chodzono na hecę patrzyć, jak psy wychu-