nia. Ten jeszcze zapamiętaléj poślubił sprawę nieboszczyka, a że był bogaty, wspierał ją pieniądzmi. Człek to był prosty, bez wychowania, ale wielkiego węchu... Umiał milczeć, umiał odpowiadać tak, żeby się nie wydać ze swojém nieuctwem, naśladował maniery wielkiego świata z talentem, a w mniejszém kółku pozwalał sobie nawet (na próbę) grać rolę magnata z powodzeniem znakomitém. Dla oka wprawniejszego bywał śmieszny, dla pospolitych ludzi niezmiernie efektowny. Szczególniéj fizys swéj roli przedziwną sobie stworzył, chód, podnoszenie głowy, ruchy wspaniałe, pewne miny arystokratyczne, ale z tém wszystkiém popisywał się tylko w mniejszém kole, a wobec oryginałów, które kopjował, był bardzo pokorny.
W złocistym przepychu mieszkania, ekwipażów, służby, sprzętów, wydawał się dorobkowicz brakiem smaku i wiarą w błyskotki. Nie było dlań rzeczy za drogiéj ani za świetnéj... Od rana chodził w lamach i aksamitach, a liberja jego służby rywalizowała z królewską. Przyjmował wspaniale, obdarowywał po pańsku... ale mówiono, że wyjechawszy za Warszawę, w dobrach swych był nielitościwym sknerą.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/92
Ta strona została skorygowana.