Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Sto Djabłów T. 2.djvu/99

Ta strona została skorygowana.

który jest błazen... Słowo uczciwości... Oto tego...
— Cóż pan rotmistrz każe?
— Prosta rzecz... mnie przysłali tu przyjaciele księcia... Tak jest. Muszę mu powiedzieć... Ale to ja do gadania na nic. Krzyżową sztuką to tego... Niechże się książę nie dziwi, widząc mnie tędy, owędy, oto tego, koło siebie. Jestem desygnowany alias komenderowany, ażebym w potrzebie machnął i przyszedł w pomoc.
Książę niespełna mógł te poplątane nici rozwikłać.
— Ale już nie, nie — przerwał rotmistrz — ja do gadania żal się Boże; ale gdy będzie potrzeba.
Tu plunął w ogromną dłoń i chwycił za rękojeść szabli.
Książę skłonił się. W istocie w rozmowę wdać się z człowiekiem, który miał swój własny język, dostępny tylko wtajemniczonym, było niepodobna.
— Bez urazy — rzekł rotmistrz — prosiłbym, abyś mi książę swoją szablę pokazał.
Stała staruszka w kącie, więc mu ją kniaź przyniósł z pochwą i rapciami. Była nie dzisiejsza, ale stal doskonała i w dobréj dłoni mogła cudu dokazać. Całą jéj