Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/104

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mój bracie — odezwał się Paliszewski — a pewnyż ty jesteś, że ona pójdzie za ciebie?
— Musi! — rozśmiał się Daliborski. — Wiem jéj wszystkie tajemnice, mam ją w ręku; jeśli się uda wojewodzica z ojcem na wieki rozbratać, jeszcze większą nad nią siłę pozyskam.
No — dodał mecenas, gładząc się po głowie — a przecież i z twarzy się podobać mogę, a to stare kochanie!
Rozmawiali dłużéj, gdy Paliszewski spytał, jak on w swoich izdebkach ma przyjmować takiego panicza.
— Z nim ceremonii przecie niéma, kiedy z furmanami gra w drużbarta przy kieliszku wódki — odparł mecenas.
— A powtóre — dodał Paliszewski — że on wieczory trawi zawsze u Strańskiéj z tą panną...
— Jużci z nią do późna nie siedzi — rzekł zniecierpliwiony Daliborski — urządź się jak chcesz, a trzeba mnie z nim koniecznie sprowadzić i wina tęgiego przysposobić.
We dwa czy trzy dni późniéj, rano zadyszany Paliszewski przyszedł na ucho szepnąć mecenasowi, że wojewodzica zastał w szynku, wedle jego zwyczaju, zabawiającego się podbudzaniem dwu pijanych chłopów do bójki, i że udało mu się go na wieczór koło dziewiątéj do siebie zaprosić.
Mieszkanie miał Paliszewski w tym samym domu co szwagier, tylko o jedno piętro wyżéj i bardzo skromne: przedpokój, sypialnią i dużą izbę, w któréj pisał, jadł i klientów przyjmował. Elegancyi tam nie było. Na ten dzień jednak trochę pacholik od starosty przymiótł pokój i stołki poustawiał. Dla kompanii prosił Paliszewski dwu komparsów, którzy w różnych wypadkach jemu i staroście służyli.
Byli to, w całém znaczeniu wyrazu, na żołdzie mecenasa, ludzie — do wszystkiego.
Szlachta podlaska, oba niby posesyonaci, odziewani byli sumptem Daliborskiego, jedli za jego grosze, upijali się jego winem i stawali pod rozkazy. Miał z nich świadków, oponentów, gardłaczy, wabiarzy, — co chciał. Zwali się Czurmiński i Bankiewicz. Mieli oba tytuliki: jeden Cześnikiewicza, drugi Komornika.
Przychodzili, jak im kazano, w danéj godzinie i recytowali swe role — doskonale.