Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/106

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale kto u miliona kroćset asindziejom powiedział, żem ja wojewodzic? Jako żywo! choć nim mogłem być, nie jestem, nie chcę być, i mianować mnie tak nie pozwalam.
— A jakże? — spytał Paliszewski.
— Jak sobie chcesz, najlepiéj Wincenty. Do szui teraz należę, więc Szujkiewicz.
I śmiać się zaczął.
— Czemuż nie Szujski? — zapytał Komornik.
— Bo to kniaziowska i dostojna rodzina, do któréj się ja przypytywać nie mam prawa. Tymczasem zaś, na tém dosyć.
Baraszkować poczęto. Opowiadał Komornik zabawną sprawę z przeszłéj reasumpcyi trybunału między wdową Mandzińską a kawalerem Panderskim, o najazd na jéj folwark i gwałt, gdzie w inwentarzu rzeczy przez Panderskiego zabranych, figurowały poduszki, przez niego wprzódy przywiezione wdowie, gdy się z nią miał żenić. Rozmaite procesu wywody i głosy, dupliki, repliki, obrony pocieszne powtarzał Komornik, imitując głosy patronów tak doskonale (miał do tego talent osobliwy), iż się za boki trzymać było potrzeba.
Oprócz tego, Komornik gdy sobie podochocił, zabawiał towarzystwo nadzwyczaj piękném udawaniem szczekania i warczenia dwu gryzących się psów, piał jak kogut, miauczał jak kot, ptastwa głosy naśladował nieporównanie; jednakże do tego jeszcze na razie nie przyszło, bo to był zwykle deser ku końcowi.
Wojewodzic śmiał się z opowiadań, lecz, wedle swego obyczaju, potrzebował drwić z kogoś, począł więc potrosze jeździć po Komorniku i Cześnikiewiczu, gdy drzwi się ze stukotem otworzyły, i z fajką na długim cybuchu, rozpięty, jak gdyby się tu nikogo spotkać nie spodziewał, wszedł Daliborski. Stanął najprzód zmieszany niby.
— A! przepraszam! Spodziewałem się szwagra samym zastać! Stokrotnie przepraszam.
Popatrzał na wojewodzica, którego widywał dawniéj z daleka i z wielką uprzejmością witać go i przypominać mu się zaczął. Wojewodzic przyjął go z razu kwaśno.
Niezważając na to, przysiadł się Daliborski do niego. Rozmowa zaraz znowu na żartobliwe wpadła materye. Daliborski gdy chciał, był zabawny i dowcipny, bo w ogóle robił z siebie co mu było potrzeba.