Ochmistrzyni ruszyła ramionami. W téj chwili dały się słyszeć kroki doktora, idącego ku drzwiom, i Pepita odsunęła się od nich nieco.
Mellini wyszedł ręce wyciągając zakrwawione i wołając:
— Wody!
— Będzie żyć? — pośpiesznie zapytała Pepita.
Wuj popatrzał na nią i uśmiechnął się.
— Zdaje się, że się wyliże! — odparł ze zwykłą sobie pozorną obojętnością.
Siostrzenica pośpieszyła za nim kilka kroków, chcąc się coś więcéj dowiedzieć.
Szydersko popatrzał na nią stary, i myjąc ręce, począł;
— A! wy! wy synogarlice! Żeby tak jaki stary dziad z siwą brodą, kulawy, łysy, znalazł się jejmościance na gościńcu, dalipan! że takbyś się jego życiem i zdrowiem nie zajmowała bardzo. Ale chłopak ładny!...
Doktor się rozśmiał, Pepita zarumieniła, i ruszywszy ramionami, odwróciła. Tuż stał Selig, czekający na to, aby Melliniego pochwycić. Zobaczył go stary.
— A ty czego chcesz? — spytał.
— Dwa słówka do pana konsyliarza...
Pepita wyszła trochę nadąsana. Selig wszedł, poprawiając jarmułkę i płaszcz na ramionach przewieszony.
— Ja tyle panu konsyliarzowi chciałem powiedzieć — odezwał się, przystępując ku niemu, zniżonym głosem winiarz — ja tyle panu konsyliarzowi powiem, co mnie się należy. Pan jest człowiek rozumny, panu wiele gadać nie trzeba.
Mellini patrzał z wyrazem dobrodusznéj ironii.
— Ja tu nic nie winien — kończył Selig — na moje dzieci i wnuki! bodaj zdrowe były! ja tu nie winien i — na tyle. Przyszli, może ich było sześć, a może siedem, wszystko takie byki wesołe, co strach! — Wina! — Czemu ja im nie miałem wina dać? Na co u mnie wino ma stać? Ja jego tam nie wypiję! Co ma skwaśnieć? Ja im postawiłem wina. I nie żadne osobliwe: dészczówkę. Wzięli pić! A gdzie tam! Zaraz: ty mordiaczu! tak i owak. Dawaj lepsze! Czy to my nie mamy czem płacić!? — Kazałem im dać gąsiorek wytrawnego. A co im gąsiorek! Jak wzięli chlać a chlać! i gąsiorek stłukli! Wołają znowu wina. Co ja im nie miał dać? Przynieśli drugi.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.