Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale któż oni są? Kto to taki? — przerwał doktor.
Selig poruszył ramionami.
— Ten, co jego porąbali, choć on może trzy albo cztery razy u mnie pił, ja jego nie wiem, kto on taki. A ci co z nim pili, to nie żadne osobliwości, to od palestry tego tałałajstwa, co ono w dzień papier smaruje, a po nocach ludziom łby rozbija... To łajdaki, z przeproszeniem pana konsyliarza; i żeby on co lepszego był, onby się téż z takim szujem nie wdawał... Dobrze jemu tak.
— Jakże go zwali?
— Co ja słyszał, to tylko Wicek... a co ja mogę wiedzieć, jaki Wicek?
— Cóż było daléj? — zapyał Mellini, który już niecierpliwie ku drzwiom poglądał.
— Niechże pan konsyliarz posłucha do końca — westchnął Selig. — Koło drugiego gąsiorka, już zaczął ten (tu żyd palcem pokazał w stronę izby, w któréj leżał ranny), ten... kto jego wié? Wicek! z tamtych, co ich było sześć albo więcéj, drwić i kpić co wlazło. Z początku się śmieli pięć gdy on z szóstego drwił, ale jak ich po kolei oporządzać zaczął, w końcu, ja widzę, rwą się. A temu w to graj! im oni więcéj się burzą, tém ten bardziéj się śmieje, aż za boki trzyma, a wymyśla... Gryzipióry! a! i gorzéj daleko, co nie mogę powtórzyć. Naraz jak się oni wszyscy zerwą na niego... Zobaczyłem, że to nie żart, krew się będzie lać, tak ja wybiegł tam... U mnie tu nie żaden szlachtuz, idźcie sobie asanowie gdzie chcecie. U mnie dom uczciwy, w którym, broń Boże, żadnéj zabijatyki ja nie ścierpię... A oni już szabel podobywali i cisną na tego Wicka, a on śmiejąc się im odcina, i co chlaśnie, to plejzyruje... Aj! gwałt!... Szczęściem, łaska Pana Boga, że nie u mnie, tylko się wytoczyli precz za bramę, a ja Mordkowi kazał zaraz zamykać. Patrzę przez okno, a oni go na wszystkie strony wzięli, obstąpili, i rąbią już na kapustę. Tak ja sobie oczy zasłonił...
To mówiąc Selig, zakrył oczy znowu i zamilkł.
Mellini pogardliwie ramionami zżymnął.
— Na coś to lepszego wygląda, niż na takiego palestranta — dodał — ale licho go wié!
— Pewnie że jemu wygląda tak, jakby on się na wielkiego pana urodził, ale co to ma do tego? — dodał Selig — kiedy on Wicek!