Strańska o włos nie padła ze wzruszenia, posłyszawszy to. Uczepiła się mecenasa o szczegóły, gdzie, jak, od kogo to słyszał? ale Daliborski zbył ją ogólnikami:
— Całe życie awanturnikiem był, świerzbiała mu dłoń, naostatku trafiła kosa na kamień... doigrał się!
Ani sposobu było dowiedziéć się więcéj od niego. Starosta zaprzysięgał, że sam nie wié nic nad to, iż w burdzie jakiéjś wojewodzic był śmiertelnie ranny i że mu życia nie rokowano.
Z tą wiadomością, cała wzburzona, wróciła do dworku Strańska. Najwięcéj ją to przerażało, iż znając siebie, wiedziała, że języka za zębami nie utrzyma, wygada się niezawodnie przed Pepitą, a naówczas... Naówczas już niepodobna było nawet przewidziéć, co się stanie!...
Łamała ręce, rozpaczała; doktor się mógł dowiedziéć, zerwać stosunki, oszkalować ją przed ludźmi jako intrygantkę: naówczas musiałaby się chyba wynosić z Lublina.
W tych myślach przebyła dzień, który się jéj nieznośnie wydał krótkim, tak lękała się wieczornego przybycia Pepity. Gdy zwykła jéj godzina nadeszła, Strańska tak pomieszana na jéj spotkanie się wysunęła, iż gdyby nie lekka słabość Helusi, na którą złożyła swój smutek i niepokój, domyśliłaby się może Pepita, iż coś wiedziéć musiała.
Dosyć niezręczna wdowa, sądząc, iż należało powoli przygotować dziewczę, zaczęła najniezgrabniéj napomykać o losach ludzkich, o życia nietrwałości, o wypadkach, do których człowiek zawsze przygotowanym być powinien.
Ta rozmowa wzbudziła podejrzenie w Pepicie, która jak piorunem rażona, rzuciła jéj w oczy, że ona coś wiedziéć musi. Padła przed nią na kolana błagając:
— Mów! jeśli masz litość nademną! Najgorsza wiadomość lepsza od niepewności. Mów! choćbyś mnie ubić miała! mów!...
Obejmowała ją rękami, całowała z płaczem, nagliła, zaklinała. Strańska w końcu wyznała jéj, o czém się przypadkiem dowiedziała od mecenasa.
Pepita słuchała z oczyma suchémi, wstrzymując oddech, bladła, drżała; lecz ani padła, ni omdlała, ni straciła przytomności. Cios był tak silny, iż ją jak w kamień obrócił.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/155
Ta strona została uwierzytelniona.