— Cóż robić! zostanie mi Gawłowska — rzekł śmiejąc się Mellini — no, i szpica sobie wezmę do kompanii, aby mi zbyt nudno nie było.
Strańska miała nadzieję innego obrotu rzeczy, dodała więc:
— Spodziewam się że sąsiad wówczas i o mnie będziesz więcéj pamiętał, a moję samotność rozrywał, przychodząc codzień na kawę.
Mellini się skłonił.
— Moja mościa dobrodziejko! z największą wdzięcznością, byle złe języki się na nas nie uwzięły, i nie posądzano mnie że się o Helusię staram.
— Helusia ma siódmy rok!
— To niéma nic do tego! — odparł doktor — wiadomo że starzy lubią się zawsze żenić z jak najmłodszemi. Ojciec pana wojewodzica naszego, lat ma pod siedmdziesiąt, a żona mało co nad dwadzieścia!
Strańska słuchała, doktor pobaraszkowawszy trochę, pożegnał ją. W parę dni potém dowiedziała się wdowa z wielkim bolem serca, iż pono straci sąsiadów, gdyż doktor najął kamienicę przy ulicy Grodzkiéj, i tam się miał przenosić, utrzymując że to dla wojewodzica czyni... W ciągłym był teraz ruchu, bo i pacyentów nie zaniedbując, przenosinami był zajęty, i kupował wiele rzeczy do nowego domu, i znajomości robił chętne, zwłaszcza osób średniego stanu, gdy dawniéj stronił od nich i unikał.
Zapewne z téj zmiany systemu wynikło, że po powrocie, bez żadnego interesu zaszedł raz do Daliborskiego. Mecenas był uwiadomiony o wypadkach warszawskich, bo pisane gazetki dochodziły go dwa razy na tydzień, a w nich mieściły się nowinki wszelkiego rodzaju, rad był jednak z ust doktora dowiedzieć się o szczegółach. Winszował mu zimno zięcia, chociaż nie taił że z nim będą mieli wiele do czynienia, nim go na swe kopyto nabiją.
Panu staroście, chociaż nie wydawał się z tém wcale, nie w smak szło to wszystko.
— Jestto zapewne — odezwał się do doktora, powinszowawszy mu — bardzo świetny maryaż dla siostrzenicy pana konsyliarza; senatorska familia, ani słowa, ale, między nami powiedziawszy, młodzieniec potrzebuje się utemperować: ojciec go znać nie chce, majątku niéma.
— O majątek mi nie idzie — odparł Mellini z trochą dumy — niedarmo się całe życie pracowało; kilkadziesiąt tysięcy czerwonych złotych dam Pepi, majątki teraz tanie: piękne dobra kupić możemy.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/184
Ta strona została uwierzytelniona.