Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/203

Ta strona została uwierzytelniona.

odważyła spojrzéć na wojewodzica, ujrzała go z uśmiechem ironicznym stojącego przed sobą spokojnie.
— Niestety! takie to bywają te piękne, zachwycające, romansowe Dosie, gdy im idzie o pochwycenie fortuny... Czekolada dostała się pieskowi, ale nie ręczę, żeby, gdy pan wojewoda stanie się zawadą, gdy od niego wszystko wyłudzą, jemu jéj nie podano!
Wstrzęsła się piękna pani.
— A! nie mów! dreszcze po mnie przechodzą! — odezwała się cicho.
— Po mnie płomienie chodzą — dodał wojewodzic.
Zamilczeli.
— Stolnikowa myślisz tam bywać? — zapytał gospodarz.
— Ja? myślałam! — szepnęła kobiéta.
— Bywaj pani i owszem! — rzekł wojewodzic — bywaj! możesz mi dopomódz do dobrego uczynku...
— Z duszy-serca, tylko czekolady tam pić nie będę! — zaśpiewała stolnikowa. — A! i wiesz co? ja do intryg żadnych niémam talentu.
— Bo tu nie potrzeba intrygi żadnéj — rzekł wojewodzic. — Posądzać was nie będą o nic, możesz czasem zbliżyć się do ojca mojego, możesz mu szepnąć słówko, być pośredniczką między mną a nim.
Stolnikowa zdawała się namyślać trochę, oczy skierowała bardzo czułe na wojewodzica, wyciągnęła rączkę ku niemu i szepnęła:
— Będziesz mną kierował!
— I całe życie wdzięcznym jéj będę! — dodał wojewodzic.
Chociaż stolnikowa zarzekała się intrygi, choć się trochę obawiała czekolady, jednak nadzieja wspólnéj jakiéjś roboty, która ją mogła zbliżać do tego niegdyś ukochanego w młodości, wielce się jéj uśmiechała!
Nie byłaby się może zgodziła miéć go czwartym mężem, ale jako przyjemne intermezzo, przyjacielski, platoniczny stosunek z człowiekiem tak... interesującym, dosyć jéj był przyjemnym. A przytém, maleńka rola w dramacie, w téj tragedyi domowéj, dla niéj, niémającéj teraz żadnéj passyi i żadnego zajęcia oprócz prozaicznego rozwodu, nie była do odrzucenia.
Zaczęła więc szeptać na ucho coś wojewodzicowi z żywością wielką. Chciała wiedziéć godziny, w których mogła dla narady się z nim, widywać bez świadków i t. p.