— I jeszcze wymówki! — zawołał — porzuciłem wszystko, śpiesząc na rozkazy mojéj bogini!
Dygnęła mu za boginią.
— Zjemy naprędce co w kuchni jest, powóz zadysponowany i jedziemy do Królikarni. Sama nie pojadę; z babami jeździć nie lubię. Pojedziemy sobie we dwójko, tête à tête. Dobrze?
Tomatysów niéma! Posłuchamy w ogrodzie słowików, pobiegamy i mam z moim panem do pomówienia!
— Wszystko to wybornie uprojektowane, kochana stolnikowo, dobrodziejko moja — rozśmiał się wojewodzic — ale, co ludzie powiedzą, gdy my tak w czułéj parze będziemy jeździli? hę? Mnie to nie szkodzi! a acani dobrodziéjce!
— Mnie to wcale nie frasuje! — przerwała stolnikowa. — Cały świat wié, że ja się żywo zajmuję losem pana wojewodzica. Będą może waćpanu zazdrościć, ale co mi tam! Ja mam nadzieję, że mi się nareszcie kiedyś oświadczysz!
— Niestety! ja się po cztery razy na dzień oświadczam, a stolnikowa zapomina o tém — rzekł wojewodzic — oświadczam się z adoracyą, z pasyą, z uwielbieniem, z ubóstwieniem!..
— Tratata! ale nie z tém, czego ja chcę! Nie!
— Stolnikowo dobrodziejko! — rzekł wojewodzic otwarcie. — Jużciż mnie za męża chciéć nie możesz. Najprzód, że ze mnie o ile kochanek wyśmienity, o tyle mąż będzie najniegodziwszy; powtóre, goły jestem jak święty turecki, a jéjmość nawykłaś pieniądze wyrzucać przez okno jak ja: naostatek jestem zaręczony!..
— To niech cię kto wyręczy! — rozśmiała się stolnikowa — a czemu mybyśmy się nie mieli pobrać?
— Kochana stolnikowo! — odparł wojewodzic — na co się to nam zdało! Pomiarkuj! Każdy z twoich pierwszych trzech mężów był daleko na męża lepszy, niż ja, a wszystkicheś precz poodganiała! Pobralibyśmy się dziś a za tydzień znowu do konsystorza! Z temi trzema, widzisz kochana pani, to było łatwo, bo oni mieli czem zasypać rozwód, a ja?
Spoważniała nagle piękna Malinka, ton się jéj szyderski nie podobał.
— Daj pokój! — przerwała — wiesz, że ja się w waćpanu kochałam, chodząc jeszcze w spodeńkach! Miłość ta, zamiast wywietrzéć, urosła. Chcę się dla ciebie zupełnie odmienić, będę robiła pończochę!
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/228
Ta strona została uwierzytelniona.