Niedawno założony ogród w Królikarni, na który Tomatys wiele stracił, chcąc go wodą przyozdobić, nie miał w sobie nic tak dalece osobliwego, oprócz kuchni do nowego pałacyku należącéj, na wzór grobowca Cecylii Metelli (Capo di Bove) zbudowanéj. Ścieżki wiły się wśród winnic, bo te mieć téż koniecznie chciał hrabia, ulic topolowych, brzeziny, olch z dawnego lasku pozostałych i zarośli jeszcze nie bujnych. Wedle ówczesnéj mody, kilka chatek i galeryi pokrytych słomą, na słupach z drzewa z korą opartych, rozrzuconych było po parku.
Stolnikowa ze swym towarzyszem, powóz zostawiwszy u wjazdu, poszła pieszo. W pałacyku oglądanie obrazów i mieszkania wytwornie umeblowanego, gabinetu saméj pani, całego w jedwabiach i muślinie, niewiele zabrało czasu.
Stolnikowa ciekawą była ogrodu, a ogród był — w nadziei. Smutnie wyglądały pokopane rowy i sadzawki, w których cale wody nie było, gdyż źródła znalezione nie dopisały; za to egzotyczne krzewy rozsypane po parku, właśnie zabierające się kwitnąć i kwitnące, zachwycały Malinkę. Powietrze było wonne, samotność dozwalała jéj bałamucić jak chciała wojewodzica, który zawsze napół seryo, pół żartami jéj odpowiadał. Stolnikowa powracała ciągle do pierwszéj swéj propozycyi rannéj, ażeby się z nią ożenił.
Przesunęli się tak zwolna po parku, poglądając na okolicę, ku któréj gdzieniegdzie przecięte były widoki, i natrafili na budowelkę otwartą, z któréj część Mokotowa widać było. Stała tu pod daszkiem na słupach z korą olchowych, ławka otoczona wkoło bzami i akacyami. Stolnikowa zmęczona trochę, usiadła, wojewodzic obok niéj. Tak byli żartobliwą rozmową i sobą zajęci, że ani śpiewu pta-