wypadku na krok nie mógł wojewody odstąpić. Teraz dopiéro opowiedział wszystko ze szczegółami.
Wojewodzic załamał ręce nie z rozpaczy, ale z gniewu.
Do późnéj nocy siedzieli z sobą, nic postanowić nie umiejąc.
Nazajutrz Filip wrócił raniuteńko, radzono niemal dzień cały. Po obiedzie stolnikowa pojechała w odwiedziny do Dosi i mimo swych przywilejów przyjaciółki młodości, nie została przyjętą, ani przez nią, ani przez starościnę.
Po mieście mówiono, że wojewoda jest niebezpiecznie chory i nie przy zmysłach.
Filip był tego zdania, iż szybko bardzo coś poczynać było potrzeba, bo staremu groziło niebezpieczeństwo. Może być że za jego poradą wojewodzic pojechał do młodego lekarza, który teraz zastępował Beckera.
Cudzoziemiec to był, potrzebujący karyery, chętnie się akomodujący możnym klientom, ale ostrożny i nie przechodzący granic, których przestąpienie groźném staćby się mogło.
Wojewodzic znalazł go w domu i począł od powiedzenia mu nazwiska. Byli samnasam. Sama powierzchowność młodego panicza mogła uprzedzić doktora, że miał do czynienia z człowiekiem zuchwałym, z którym ostrożnie obchodzić się było potrzeba.
— Nazwisko moje, a zapewne i historya moja nie jest panu obcą — odezwał się przybyły. — Ojca mojego, wojewodę, masz waćpan w kuracyi. Będę lakonicznym i otwartym. Mnie z domu wygnała intryga kobiéty, która wprzód, nim została moją macochą, była moją kochanką. Chcą opanować starca, aby owładnąć majątkiem. O majątek mi nie idzie. Ogłaszają wojewodę waryatem. Prawda, że małżeństwo podobne zmysłów człowieka pozbawić może, ale wiem, że ojciec mój jest przytomnym.
Odpędzono jego starego sługę, aby zbrodni nie miéć świadka, waćpana, panie konsyliarzu, zechcą wciągnąć w tę brudną sprawę. Przyszedłem go przestrzedz, iż się narazisz na potępienie publiczne.
Doktor rzucił się przestraszony.
— Jestem lekarzem — zawołał — ale do żadnych intryg nie mieszam się i nie wiem o nich.
— Więc poświadczyć możesz, iż wojewoda jest w pełném posiadaniu przytomności i zmysłów.
— O ile chory nim być może — odparł doktor.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/254
Ta strona została uwierzytelniona.