— Proszę! proszę!.. ja tego słuchać nie mogę. Uspokój się asindziej; spodziewam się, że wojewodzie żadne nie grozi niebezpieczeństwo... To są plotki przedpokojowe (des caquets d'antichambre), które waćpanu usłużni przynoszą.
Spojrzał na zegarek, Ryks się już we drzwiach pokazywał. Król skinął głową i popatrzywszy za odchodzącym, westchnął.
Dano mu znać, że Lucchesini oczekiwał w sali audyencyonalnéj. Zbierało się właśnie na ów sławny alians z Prusami, w którym wszystkie korzyści były dla Prus, a wszystkie ciężary dla Rzplitéj. Stanisław August pośpieszył naprzeciw markiza.
Lecz tego samego wieczora pani wojewodzina odebrała bilecik od generałowéj Grabowskiéj, z przypiskiem własnoręcznym króla, donoszący jéj o posłuchaniu i danéj odprawie. Podanie głosi, że gdy młody naówczas Kościuszko królowi się miał przyznać, że chce wykraść pannę Sosnowską, Stanisław August pośpieszył o tém dać znać ojcu. Niebezpiecznie więc było go brać za powiernika. Wdzięczna twarzyczka pani wojewodziny była królowi miłą, brał więc stronę jéj przeciwko pasierbowi, który, oprócz tego, dobréj sławy nie używał.
W pałacu bilet pani Grabowskiéj, chociaż oględnie napisany, wywołał najokropniejszą burzę. Starościna i jéj córka odgrażały się przeciwko wojewodzicowi, pałając taką zemstą, że, gdyby tylko środki miały potemu, najokropniejszych skutków spodziewać się było można. Gdyby najmniejszy pretekst posłużył, wojewodzina wtrąciłaby go była do więzienia, skazała na śmierć.
Z gniewu płakała i rzucała się jak dziecko, ale co tu było poczynać? Starościna, równie przestraszona, doradzała jakieś pośrednictwo i układy; córka czuła, że żadne skarby w świecie rozjątrzonego śmiertelnie Wicka nie będą mogły ująć i uspokoić. Była to walka, w któréj jeden z zapaśników paść musiał. Cały wieczór zszedł na lamentach i odgróżkach. Daliborski chodził zamyślony, bo i on nic radzić nie umiał.
Nazajutrz rano, pomimo najściślejszego nadzoru nad wojewodą, do którego już nikogo, oprócz doktora i to w towarzystwie jednéj z pań nie dopuszczano, stała się rzecz prawie nie do wiary, a stała tak niepostrzeżenie, iż nikt o tém nie wiedział.
Między godziną dziesiątą a jedenastą zwykle służba jadała na dole śniadanie, nowy kamerdyner wojewody zchodził także do stołu i na swém miejscu zostawiał chłopca, który te obowiązki pełnił już za
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/263
Ta strona została uwierzytelniona.