Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/264

Ta strona została uwierzytelniona.

czasów Filipa. Z sieni, przez którą wchodziło się do pokojów, zajmowanych przez wojewodę, drzwi boczne, nigdy niezamykane, prowadziły do ogródka, wychodzącego w ciasną uliczkę, ciągnącą się za murem posesyi, prawie zawsze pustą.
W murze była stara furtka zamknięta na klucz, z wyjściem na uliczkę. Wywożono nią śmiecie i liście z ogrodu. W biały dzień, o dziesiątéj godzinie, Filip znalazł się u owéj furtki, którą od lat wielu doskonale znał; podważył ją trochę do góry, poświdrował w zamku, otworzył, wszedł, i wprost udał się do mieszkania wojewody. Żywéj duszy nie było ani w ogrodzie ani w sieniach, a chłopak siedzący na straży, nie ruszył się zobaczywszy Filipa idącego śmiało do pokoju pana, w przekonaniu, że stary sługa powrócił.
Filip wszedł do pana swego, jak gdyby nic się nie zmieniło. Na widok jego, wojewoda, trochę silniejszy, tak się uradował, że się z krzesła zerwał i kilka kroków postąpił. Głosu mu zabrakło z radości.
— Filip! zdrów! a! Bogu dzięki! Toś wyzdrowiał!
I śmiał się.
— Et! et! — odezwał się stary podchodząc na palcach. — Ja nigdy nie chorowałem, tylko mnie precz wygnano, bom zawadzał.
Wojewoda ręce załamał.
— Jakżeś się teraz tu dostał? — zawołał przestraszony.
— Przez ogród się wkradłem, i zaraz nazad muszę uchodzić, aby mnie tu nie pochwycono! Tak! tak! jegomościuniu — dodał — do tegośmy doszli, z pozwoleniem, przez pańską... powolność. Baby górę wzięły, mnie won, a jegomości do niewoli! Daléj, daléj, — zawołał rozjątrzony Filip — jeszcze to pana czekać może, że dadzą czekoladki, jak paniczowi!
Jak mi Bóg miły! E! już za nic nie ręczyć!
Przestraszone oczy obrócił ku niemu wojewoda, dając znaki, aby milczał. Westchnął i łzy mu się potoczyły.
— Słuchaj stary, — rzekł głosem przerywanym — niech się nademną grzesznym dzieje wola Boża! Zginę, to zginę, bom zasłużył. Lepiéjbym ja przepadł, niż żeby na dom padła plama. Czuję ja teraz i wiem co się dzieje, wiem że ja tu zawadą we własnym domu, i co te kobiéty tu wyrabiają i co gadają o mnie.
Słyszałem ci to ja na własne uszy, ale oskarżając żonę obwiniłbym siebie... Dziéj się wola Twoja, Panie, i przyjm co cierpię za grzechy moje...
Uderzył się w piersi, i spuścił głowę.