Osłupiał doktor, podziękował jednak, ale od téj pory trzymał się od niéj zdaleka, i mówił cicho: „osoba niebezpieczna.”
Wojewodzic list naprzód wyprawił do ojca, na który jaka nadeszła odpowiedź, nikt nie wiedział. Jak skoro doktor osądził że jechać mogą, państwo młodzi natychmiast się puścili do Warszawy.
Przyjęcie wojewody zrazu nieco sztywnego i jakby zafrasowanego, było serdeczne. Nadzwyczajna piękność synowéj, jéj powaga i wdzięk wprędce go za serce ujęły. Zapomniał, że była doktora siostrzenicą i że na zapytanie: kto ją rodzi? nie mógł dać zaspokajającéj odpowiedzi.
— Kobiéta śliczności, i co się zowie pięknie wychowana, a charakter, klękać i bić czołem! mosanie — mówił stary...
Żeby człowiek nie wiedział, iż przodków niéma, królewnąby ją można sądzić.
Toż samo wrażenie uczyniła wojewodzicowa, gdy się poraz pierwszy pokazała w teatrze. Król był w loży i został nią zachwycony.
— Wojewodzic ma dobry gust, kobiéta jak z włoskiego obrazu zdjęta, Rafaelowska Madonna!
Unosili się wszyscy. Chciano piękną, młodą panią pociągnąć w towarzystwo i zawieźć do zamku; lecz wojewodzic, po naradzie z ojcem, oświadczył iż na wieś wyjeżdżają.
Choć się więc podróż zwlekła, wizyt nie oddawano.
Dnia tego, gdy wojewodzicowa raz pierwszy ukazała się w loży, była na spektaklu i piękna Dosia z matką, otoczona licznym dworem wielbicieli: można sobie wystawić jak ztamtąd na wojewodzicową patrzano.
Stolnikowa na kilka dni przedtém, opuściła Warszawę, udając się do Eger, dokąd i kasztelanic podobno wyruszył...
∗
∗ ∗ |
Na tém skończym opowiadanie nasze, nie sięgając głębiéj w życie wojewodzica, który się wprawdzie znacznie zmitygował i spoważniał, ale przestać być sobą nie mógł. Co piękna Pepi miała w życiu do zniesienia z nim, do nas już nie należy. Była téż energicznym charakterem zbrojną do walki i umiała jéj podołać. Jak w pierwszych dniach żaden blask w stolicy nie olśnił jéj, żadna wrzawa nie zmieszała; tak późniéj przygody życia znalazły przygotowaną zawsze do odparcia ciosów i gotową na wszystko, co spaść mogło na nią.