Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/46

Ta strona została uwierzytelniona.

— A moja Włoszka, którą przez wdzięczność muszę przecie zbałamucić — roześmiał się Wicek — ta jedna warta, żeby dla niéj rok rekolekcyi odprawiać w Lublinie pustym. A! co za dziewczę! a, co za oczy! a, co za płeć, co za rączki! co za postawa! a nadewszystko co za spojrzenie, co za majestat!
Książę się śmiał i Wicek w końcu począł mu wtorować.
— Jakże się ona zowie? — zapytał.
— Nie powiém! daj mi pokój! — ofuknął Wicek. — Prawda, żeś żonaty?
— Rozwodzę się — poprawił książę.
— Już? aleś się niedawno żenił?
— A tak, niestety! przy huku dział i okrzykach! — mówił szydersko książę. — Ale, słuchaj, to nie ja się ożeniłem: matka mnie gwałtem z tą wdową zaswatała, dla jéj fortuny. Wystaw-że sobie, ty, co mnie znasz, ja, co żadnego jarzma nie znoszę, dostałem się kapryśnicy, która mi na głowie kołki ciosać chciała... Starsza odemnie....
I.... — machnął ręką niecierpliwie. — Nie mogę wytrwać, niech ją i miasteczko i wsie bierze kto chce... Wysmarowana, wybielona, wdzięcząca się do wszystkich; pełno koło niéj starych przyjaciół, a mnie raz na rozmowie zastała w gabinecie z kasztelanową i zrobiła mi formalną awanturę.
— A pocóżeś w kilka miesięcy po ślubie rozmawiał semotis arbitris z tą kasztelanową? — zawołał Wicek. — Więc rozwód?
— Stanowczo! — potwierdził książę i wino wypił duszkiem.
Popatrzyli na siebie uśmiechając się.
— Ale bo mi cię żal! — odezwał się ks. Kazimierz.
— Ba! żebyś wiedział jak mnie siebie żal; cóż, kiedy rady na to niéma! — westchnął Wicek.
— Owszem, jest. Jedź zemną do Warszawy.... nie przerywaj mi; zabieram cię, śmiejemy się całą drogę... W Warszawie znajdę łotra lichwiarza co ci pieniędzy pożyczy, bo wiész, że ja ich nigdy nie mam. Matka i ja wiecznie jesteśmy goli, mimo ogromnych dóbr. Wojewodzicowa powiada, że ja tracę; mnie się zdaje, że ona z Mierzejewskim źle się rządzi. Ale mijam to.
Lichwiarz ci da pieniędzy. Sejm nadchodzi, bawimy się jak sto dyabłów!
— Hm, a z czegóż lichwiarzowi oddam? — spytał Wicek.