Siedział w tych myślach zatopiony Mellini, powtarzając machinalnie: „Giovanezza non ha saviezza“ (młodość rozumu niéma), gdy na drodze od miasta prowadzącéj ku dworkowi ujrzał dwie postacie, idące zwolna, które go mocno zaintrygowały. Zdala twarzy ich rozpoznać nie mógł, a ruchami i postawą coś mu znajomego przypominały. Byli to dwaj młodzi mężczyzni: jeden, wedle najnowszéj mody francuzkiéj ubrany, z kamizelką która zdawała się mundurową, piękny, słuszny, bardzo pańsko wyglądający, w kapelusiku na bakier siedzącym na głowie, więcéj dla fantazyi, niż dla pokrycia jéj; drugi kuso po polsku przystrojony, z ręką w bok, z szablą która się za nim wlokła... Trzymali się obaj pod ręce, pochyleni ku sobie, jak dwaj serdeczni druhowie, a z chodu zamaszystego i ruchów towarzyszących ożywionéj rozmowie, wnosić było można, iż choć się dobrze na nogach trzymali, musieli być po obiedzie wesołemi zakończonym kielichami.
Rozmowa ich, przeplatana głośnemi do zbytku śmiechami i wykrzykami, z sąsiednich domostw ciekawe głowy wywabiała. Kilka mieszczanek wyszło aż na próg, aby się zdala tym dwu ważnym takim i pięknym paniczom przypatrzeć.
Doktor ich nie spuszczał z oka, i, w końcu jak przestraszony pierzchnął z ławki.
Wpadł pędem do pokoiku siostrzenicy i szybko bełkocząc odezwał się:
— Idź do Gawłowskiéj, i nie ruszaj się ztamtąd, póki nie powiem; proszę o to!
Pepita chciała zapytać, doktor mówić jéj nie dał.
— Jak mnie kochasz! zaklinam! Niepotrzebnych będziemy mieć gości. Niech Gawłowska wino dobre przygotuje. Ty, ani mi się rusz!
Posłuszna Pepita, choć się zżymnęła, chwyciła za robotę, i zabrała się wychodzić; rzuciła jednak wejrzenie przez okno, i wzrok jéj zatrzymał się na nadchodzących. Twarzyczka się zarumieniła, pobiegła westchnąwszy. Mellini tymczasem narzuciwszy suknią na siebie, umyślnie zwolnionym krokiem wysunął się ku drzwiom zażywając tabakę.
O trzy kroki już stał od niego książę Kazimierz, a za nim piękniejszy niż kiedy, z wielką butą przezentujący się, uśmiechnięty Wicek Szarzak.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/54
Ta strona została uwierzytelniona.