— No, a jak się zwadzim, to co? — zawołał Wicek.
Książę, leżący na kanapie, zerwał się.
— Wicek! ty wiész, że ja jestem gorączka!
— Książę mnie znasz — odpowiedział wojewodzic — że ja flegmatyk nie jestem.
Tych słów domawiał, gdy książę za szpadę pochwycił, a wojewodzic miał się do szabli. Wszystko to z tych nudów. Ale gdy z jednéj strony błysnął rożenek, a z drugiéj nowiuteńka klinga pałasza, oba się zaczęli śmiać i książę rzucił się na szyję wojewodzicowi. Uścisnęli się śmiejąc do łez. Ale nim do tego przyszło, stojąca widać za drzwiami na podsłuchach Gawłowska, na widok oręża, narobiła krzyku. Słysząc pisk niewieści, wojewodzic wybiegł za nią.
— Pani Gawłowska — począł wołać — jeść nie masz nam co dać, dawaj wina! Gąsiorek takiego samego, a jeżeli masz lepsze i owszem. Do tego choć chléba, krótką noc letnią jakoś się przebędzie.
Ponieważ była dyspozycya doktora, aby wina dostarczyć, Gawłowska poszła natychmiast z kluczami do piwnicy. Wojewodzic powrócił do księcia, który wyciągnąwszy się na krótkiéj kanapce, z nogami zwieszonémi z jednéj strony, z drugiéj zamiast poduszki, podłożywszy sobie ręce, drzémał.
— A co tam? — rzekł wpół przez sen.
— Kazałem dać wina — westchnął Wicek — musimy pić, aby czas jako tako przeszedł; ale trzeba seryo myśléć co tu począć?
— Słowo dałem, że nie pójdę nie zobaczywszy panny — rzekł książę — trudno!
— W końcu doktor nam woźnego i pachołków naśle, aby z domu wyrzucić, boć dom jego.
— A i w takim razie — rzekł książę — zmieni się położenie; będzie force majeure: ustąpię.
Gawłowska gąsiorek przyniosła. Wojewodzic pożyczył koledze garść dukatów i zaczęli grać na nowo.
My tymczasem spójrzmy co się z doktorem stało.
Mellini rozgniewany i obrażony impozycyą książęcą, któréj uledz nie chciał i słusznie obawiając się znanego z lekkomyślności księcia generała, wprost z salonu poszedł do pokoju Gawłowskiéj; Pepicie kazał chustkę zarzucić na siebie i sam ją przeprowadził do sąsiadki pani Strańskiéj, oddając jéj w opiekę skarb swój. Poznamy wkrótce bliżéj tę sąsiadkę i opiekunkę. Sam, unikając rozprawy z księciem, zburzo-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/61
Ta strona została uwierzytelniona.