Mellini zmilczał, chciał skończyć co rychléj nieprzyjemną awanturę, dał się pod rękę wziąć siostrzenicy i w milczeniu do dworku się skierowali. Czy w drodze wielka owa śmiałość nie opuściła panny i doktor nie rad się był wycofać? nie zaręczym. Oboje wstydzili się okazać obawę.
Po winie i grze nocnéj, ledwie się przebudzili załogujący w salonie doktora, i to z łaski Gawłowskiéj, która w sieni dziewczynie kazała stukać umyślnie, aby ich ze snu wyrwać. Książę się wyciągał, ziewał Wicek, zadumani patrzyli sobie w oczy, trochę się wstydząc swojego wybryku, gdy Gawłowska wykomenderowana, z miną poważną, zimną, oznajmiła przybycie doktora i panny. Pepita w swojéj izdebce poprawiała włosy.
W saloniku był nieład wielki: porozlewane wino, porozstawiane sprzęty, porozsuwane stoły.
Ochmistrzyni własnoręcznie się wzięła do uporządkowania: otworzyła okno; niespodzianie wiadomością o swém zwycięztwie pochwyceni ichmość, patrzyli na siebie niespokojnie. Książę co najprędzéj w zwierciadle począł włosy i suknie poprawiać. Zaledwie mieli czas się obejrzeć, doktor wiodąc za rękę siostrzenicę, wsunął się do pokoju, przybrawszy minę szyderską.
— Niéma co, mości książę — zawołał — zwyciężyliście, i aby się gości nieproszonych pozbyć z domu, biédny plebejusz muszę spełnić rozkazy w. ks. mości. Oto moja siostrzenica.
Z figlarną, ale razem dumną miną, za rękę wuja trzymając, śliczna w rumieńcach świeżych, z pałającémi oczyma, Pepita stała, z dziecięcą zuchwałością mierząc oczyma księcia. Wprzód jeszcze wzrok jéj się ośliznął na Wicka, który ją uśmiechem porozumienia pozdrowił.
— Bardzom księciu wdzięczna za pamięć o mnie — odezwała się śmiało Pepita — ale przyznam się, że po przebytéj niewygodnie z jego łaski nocy i ranku, wołałabym, abyś w. ks. mość raczył o bosonóżce zapomniéć.
Wcale niezmieszany, książę się chciał przybliżyć ku niéj, gdy dziewczę, wyrwawszy się doktorowi, główką dało znak pożegnania.
— Chciałeś w. ks. mość widzieć jak wyglądam? Ciekawość zaspokojona. Adieu!
Zrobiła minkę pogardliwą, z ukosa gniewny wzrok rzuciła na wojewodzica, i uciekła.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Syn marnotrawny.djvu/64
Ta strona została uwierzytelniona.