Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Trapezologjon.djvu/106

Ta strona została skorygowana.

Podkomorzy aż krzyknął.
— Co to jest? owarjował!
— To coś niepojętego! przerwał Henryk, niezmiernie zawsze zajęty eksperymentacją, ale jesteśmy w kółku familijnem, a pan, dodał obracając się do mnie, nie weźmie co do litery, jeśli ten szaleniec z czem nie dorzeczy się odezwie... dajmy się i jemu wyspowiadać.
— Gotów gadać głupstwa... kłamstwa... zawołał podkomorzy, ale caluteńkie życie milczał, skąd mu się na to zebrało?
— Widzi papa, że duch jego wyraźnie opuścił ciało i wszedł w stolik, siedzi jak jasnowidzący...
— A to go przebudzić!
— Ale niech mówi, odezwała się panna Celestyna... Ktoby myślał że o nas co złego powiedzieć może; niech się sobie spowiada! choć nie pojmuję coby nam mógł odkryć ciekawego z historji ślimaczego swego życia...
— Mów duchu, mów... kto jesteś! pospieszył Henryk... i co cię tu zagnało?
— Jestem duchem nieszczęśliwego Nieklaszewicza, którego ciało siedzi przed wami... rozpoczynającym pokutę zawcześnie, bo Bóg się nad nim ulitował. O! biedne bo też było życie moje dla duszy co w ciele mojem mieszka... nad wyraz utrapione i biedne! Jeden tylko grzech wielki miałem na sumieniu, lenistwo, i ten mnie spętał i przykuł na wieki do wrót waszych jak psa na łańcuchu... Wiecie? nie, nie wiecie jeszcze com ucierpiał z wami; żeby nie pracować, nie walczyć, żeby się z życiem nie łamać, wolałem upokorzenie i nędzę niż swobodę, i napić się jej musiałem do syta. Rodzice zostawili mi trochę grosza, Bóg dał zdrowie i siłę, traf chciał bym kapitalik mój, mienie całe umieścił u podkomorzego na procencie, i to mnie zgubiło...
— A to warjat, zaprotestował podkomorzy, sam-że mnie o to prosił...
— Często nie było czem opłacić procentu i zbywano mnie szyderskiem pytaniem: — Na co ci pieniądze potrzebne? przez lat dwadzieścia kilka nie miałem