Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Trapezologjon.djvu/109

Ta strona została skorygowana.

Z początku zdało mi się tak dogodnie, zaszczytnie, słodko wisieć przy Jaśnie Wielmożnych, być przypuszczonym do tajemnic ich rozmowy, stołu, strawności i ziewania, do spółki ich wzniosłych myśli i uczuć.... ale gdym się przypatrzył wam zbliska, jakżem codzień waszą nędzą moralną był upokorzony!... Trzymało mnie to i trzyma żem przyrósł do wad i zepsucia waszego jak robak do zgnilizny.... wreszcie zgnuśniałem tak w barłogu, że nie pojmowałem jak się obejść można bez wygódek, bez próżnowania, bez spoczynku i tej karmi szyderstwa, którą wy jesteście... Zrobiliście ze mną co chcieli: odarli, zabili, spętali, alem wam to oddał w duszy z nawiązką!....
— Ale co on plecie! co plecie! zawrzał czerwieniąc się podkomorzy, sumkę swoją wybrał z naddatkiem, nic mu się nie należy, żył z naszej łaski...
— Niewdzięczność zwykłą jest zapłatą za dobrodziejstwa.... dodała panna Celestyna drżąc cała.... a! to żmija którąśmy odgrzewali na piersiach naszych.... milczał duszę mając pełną nienawiści....
— A mógłżem się odezwać? zapytał duch Nieklaszewicza, daliżeście mi prawo otworzenia ust inaczej jak potakiwaniem, każdego słowa nie braliście na igraszkę? Kto z was choć raz w życiu obdarzył mnie współczucia kąskiem?... W chorobie zajrzał z was kto do mnie, w strapieniu spytał kto o boleść moję, w niedostatku pomógł kto inaczej jak wzgardliwą żebracza jałmużną?!
To mówiąc głos ustawał; cały przejęty tą sceną która widocznie podziałała i na familię podkomorzego, spojrzałem w tej chwili na biednego Nieklaszewicza.... Oczy jego ruszyły się, twarz poczęła przybierać wyraz zwykły, zadrżał i westchnął, jakby ze snu ciężkiego się budził... Równocześnie stolik odzywać się przestał. Przytomni z oburzeniem poglądali na rezydenta, który zdawał się nie mieć pojęcia o tem co się stało i powodów zamięszania szukał w nas niespokojnym wzrokiem....