Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Trapezologjon.djvu/116

Ta strona została skorygowana.

— Panu się to niepodoba, rozciął zwycięzko pan Henryk, nic nie mamy przeciwko temu, nam się podoba, cóż na to poradzić? ustąpmy sobie wzajemnie.
Skłoniłem się i zamilkłem a pan Henryk pierwszy, najwięcej mając nadziei przed sobą, zapytał stołu....
— Powiedz mi, co mnie czeka?
Milczenie trwało dość długo.
— Daj mi waćpan pokój, odpowiedział duch pierwszy: co mnie to obchodzi, co waści czekać może, żebym tam dla niego po ciemnościach plądrował?
— To ktoś niegrzeczny, przerwała panna Celestyna, jestże ich siedmiu, dopytasz się u któregokolwiek innego... pour suivez.
Pan Henryk powtórzył pytanie, a ktoś grzeczniejszy rzekł ze stolika:
— Chcesz wiedzieć przyszłość, zajrzyj w przeszłość swoję, są to dwa liście jednej łodygi, jak liście podobne do siebie... Nic innego wyrosnąć nie może na roślinie prócz jej własnego liścia i kwiatu... czasem go robak stoczy i wykrzywi, czasem go burza załamie, lecz rozwiń, a w środku znajdziesz zawsze to co z niej wystrzelić musiało.... Spojrzyj więc na przeszłość swoję: Próżność, duma, chętka błyszczenia wszystkiem co tylko połyskiwać może, ot co znajdziesz w niej, a to samo z owocem leży w przyszłości twojej; jeszcze więcej próżności i śmieszności którą ona ściąga niechybnie, jeszcze więcej dumy i upokorzenia, i żądzy błyszczenia której wkrótce nie będzie czem świecić, bo oleju nie dolewasz do lampy....
— Mów mi czy się bogato ożenię, dosyć rozgniewany przerwał pan Henryk obejrzawszy się czy ja słucham — czy się ożenię bogato...
— Ożenisz się bardzo bogato, odpowiedział stolik.... tak bogato, że ci ludzie będą zazdrościć, ale ty... będziesz przeklinać....