Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Trapezologjon.djvu/17

Ta strona została skorygowana.

gle rozwija ci się przestrzeń kilkomilowa a po niej rozsiane sioła, laski, rzeki, stawy, aż serce bije do tej panoramy na pozór jednostajnej i monotonnej, a w istocie pełnej rozmaitości i wdzięków niedostrzeżonych pospolitemu oku. Spójrz-że bliżej siebie, co krok to obrazek niedorównany, tam stary młynek w słomianej czapie, na kulach podparty, wśród wierzb mimo poobciosywania kształtnych jeszcze i naprawujących co popsuł nielitościwy człowiek, owdzie chatka lepiona, sztukowana, dołatywana z malowniczemi płoty i bramką; dalej kuzienka z dachem porosłym zielenią, i dwór biały w starych lipach u brzegu stawu i karczemka ze swą galerją słupów i mostek jakby go Ruyzdael komponował do swojej wody umyślnie, i gliniasty obryw pokryty powojami i rozchodnikiem, i cerkiewka czarna, ozieleniona mchami, z potrzaskanemi gontami na pochyłej kopułce... i... ale kto to policzy. Często stanie za obraz cały, jeden wypruchniały pień dębu, otoczony gawiedzią zielska co z niego wyrosło, z obmytemi korzeniami, z wypaloną dziuplą, ze mchami i porostami które się go poczepiały; często kawał kamienia i trochę piasku tworzą ci Calam’owską całość prześlicznego efektu, to natura dopiero, cóż ludzie.... Każdy spotkany niesie ci na plecach dramat, na twarzy powieść, w oku długą historję; zgadujesz te chodzące zagadki i marzysz rozkosznie....
Ale to miłe zajęcie próżniacze, dla mnie nagle dnia tego zatrute zostało....
Burza może być rzeczą niesłychanie wspaniałą, niedorównanie w swoim rodzaju piękną, przecież ja jej wcale nie lubię; a w drodze wolałbym monotonię pogody, niżeli piorun zawieszony nad głowami. — W razie nawet grożącej nawałnicy, jakkolwiek nie mam zwyczaju wstępować po drodze, używam przywileju szlacheckiego i gdzie mi komin zabieleje gotówem zajechać, byle czuć dach nad sobą....
Kiedy tak zatopiony w rozważaniu piękności natury siedzę sobie najspokojniej i dumam o niebieskich migdałach, jak gdyby w czterdziestym roku życia jeszcze