ków i zarośli. Ale z powierzchowności wnosiłem, że do wielkiego pana nie należał, i kto wie, mógł nawet tylko ekonoma ukrywać, nie wahając się, naglony grzmotami, kazałem zwrócić drogą ku niemu.
Jakkolwiek jużem się był zebrał na tę determinację, a huk oddalonych grzmotów odwagi do popasu na spokojny dworek dodawał, pilnie wszakże poglądałem na wszystko, by odgadnąć jaki mnie tu los mógł czekać. Drożyna wiodąca do dworu była zupełnie zarosła... miało to swoje znaczenie; w ulicy, w dziedzińcu nawet pełno chwastów.... płoty porozwalane.... oficynka przy domu licha i w ziemię wklękła, ściany jego z tynku poopadały, jeden komin był wyszczerbiony, na dachu stare gąty z niebardzo młodą kłóciły się słomą... Dojrzałem zbliżywszy się po jednej stronie powybijane szyby zalepione papierem... i ogół tych nieporządków uspokoił mnie trochę, bo wolę zajechać zawsze do ubogiego... a tu ubóstwo każdą dziurą wyglądało. Nie jestem wcale panofobem, ale pan jest jak cukierek, doskonały na zakąskę, nic nie wart gdy człowiek głodny. Nie wiem czyby mnie jaka burza potrafiła zapędzić do pałacu... bo służby jaśnie wielmożnych i przedpokojów arystokracji, gorzej się boję, niż grzmotów.
Jużem miał odetchnąć, zajeżdżając przed skromny na dwóch słupkach oparty ganeczek, będąc pewien, że znajdę pod tą strzechą jakiegoś starego gracjalistę lub ekonoma; gdy pustka dziedzińca, brak na nim ptastwa i naczyń, bielących się płócien, koryt i korytek do napajania trzody, brak sprzętów wiejskie gospodarstwo otaczających, dały mi nieprzyjemnie do myślenia znowu. Gdzieżby to eks-oficjalista lub czynny oficjalista wytrwał bez tych akcessorjów i gospodarki na własną rękę? Któryżby z nich nie hodował gęsi, kaczek, kur, indyków, koni, bydła, świń, owiec i gołębi korzystając z pośladów, okładów i rozmaitych nie liczących się za nic, zwłaszcza na Wołyniu, śmieci stodołowych. A tu ani tego, ani sztuczki płótna, na
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Trapezologjon.djvu/19
Ta strona została skorygowana.