chałek, który wcale tego nie rozumiał, dźwignął stolik ruszając ramionami, i postawił go na miejscu, a że deszcz lunął jak z cebra, wszyscy zasiedli na miejscach, na przemiany mnie i deszczowi się przypatrując...
Za gościnę musiałem płacić językiem, a chwytając gotowy przedmiot, począłem zaraz o stołach, usiłując sobie przypomnieć na pamięć co tylkom gdzie o nich słyszał. Przyznam się państwu, że mnie to bardzo mało obchodziło od początku do końca, i żem na te cuda patrzał obojętnem okiem, żałując ludzi, co swe siły marnowali na obracanie kawałka drzewa, gdy użyć ich mogli lepiej; ale na ten raz trzeba było dobyć z kieszeni całej erudycji i uśmiechając się, zdawałem im sprawę z wszystkiego co pisma publiczne ogłosiły były o tej mistyfikacji amerykańskiej.
Znać było po twarzach, że przekonawszy się z mowy, z kim mieli do czynienia, to jest, żem nie był ani kupczykiem, ani kancelarzystą z bliższego miasteczka, lepszem na mnie spojrzeli okiem. Pan Henryk mocno mi dopomagał, cuda nad cudami prawiąc o stołach, o których mówił jak człowiek, co ani fizyki, ani żadnej z nauk przyrodzonych dobrze nie zna, a śmiało i stanowczo wyrokuje, przywykły będąc, że mu nikt nie zaprzeczy. A mnie też (póki trwały grzmoty), przeczyć wcale nie wypadało, choć doprawdy takie prawił androny, żem słupiał z podziwu nad zuchwalstwem jego. Podkomorzy uśmiechał się roskosznie słuchając dźwięków tej mądrości drogo opłaconej w Berlinie i Götyndze... którą brał za dobrą monetę... Pani Podkomorzyna ziewała, poddrzymując jak zwykle osoby otyłe przed deszczem a panna Celestyna siedziała zamyślona o czem innem.
Pan Henryk widząc, że przy mnie wszystko mówić można i wysondowawszy, że mu zaprzeczać nie myślę, posunął się w stolikowym szale do krańców ostateczności. Na trzech nogach biednego sprzętu budował całą teorję jakąś najosobliwszą duszy, ducha, duchów, związku materji ze światem niewidzialnym, związku
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Trapezologjon.djvu/24
Ta strona została skorygowana.