Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Trapezologjon.djvu/25

Ta strona została skorygowana.

żywych z umarłymi i t. d., i t. d. Bałamucił i tumanił, ale gdy kuso było bardzo, rzucił wyrazem niezrozumiałym jak piaskiem w oczy i znowu dalej...
Tymczasem deszcz lał, a jam siedział i słuchał.
Podkomorzy to ruszył brwią, to zażył tabaki ze złotej tabakiereczki, to nogę za nogę założył, to chrząknął i przez te sygnały zostawał w związku sympatycznym z bredniami pana Henryka.
Ja miałem czas powoli zbadać trochę towarzystwo, wśród którego się znalazłem i napracowawszy się dobrze myślami, dopierom sobie przypomniał, że osoby te nie były mi całkiem nieznane. Nigdym ich wprawdzie w życiu nie widział, ale któż u nas na dwadzieścia kilka mil wkoło nie zna, nie wie otaczającego go świata? Byle uszy, można się o nim nasłuchać; byłe pamięć, można przy kardem nazwisku znaleźć w zapasie całą jego historję... Tytuł podkomorzego, pan Henryk, panna Celestyna, sama pani, nagle mi się przypomnieli jako typy o których nasłuchałem się od mego przyjaciela p. Brażewskiego, znającego cały Wołyń w szerz i wzdłuż, jakby miał to tylko posłannictwo na świecie, skupienia w swojej głowie w jedność rozpierzchłych rysów obrazu naszej prowincji.
Przypadek zaprowadził mnie pod dach pana podkomorzego, ale któżby się był po tym dachu, wielkiego pana podupadłego własną winą domyślił? Ten dworek, wioseczka mała przy nim, ekscypowana z dóbr obszernych były jedyną pozostałością starca, który nadtrwoniwszy majątku na hulankę długą, oddał nareszcie dzieciom niedobitki fortuny, sam z kilką faworytami usuwając się na ustronie, pod nie wiem jakim pozorem.
Podkomorzyna z córką mieszkały w pałacu w Berbeciach, o milkę od podkomorskiego dworku w Monplaisir; pan Henryk w Ciopkowie, gdzie sobie dom gotycki pobudował tymczasowo. Ten Monplaisir dziś zarosły, zrujnowany, zachwaszczony, zdziczały, dawniej był parkiem i miejscem przejażdżki, balów, wieczorów... Któżby go poznał słomą pokrytym, bez płotów...