baczą i t. p. Idę więc sobie, aż tu jakiś nieznajomy, poczciwego oblicza, zastępuje mi drogę i pyta kiwając głową:
— A waćpan to dokąd zabłądziłeś?
Uśmiechnąłem się dworsko...
— Jegomościuniu, a obejrz no się co na ramionach dźwigasz! nie tędy droga waszeci!...
— Za pozwoleniem, ośmieliłem się wyjąknąć, zdaje mi się... nie zabijałem, nie kradłem, a co tylko z dzieł Bożych i ludzkich było pięknem, wielbiłem... co było szlachetne, kochałem.
— Ba! to też waszeć do piekła nie pójdziesz zapewne, rzekł nieznajomy łagodnie, ale i do nieba ci zawcześnie, tu idą uczynki tylko, a powiedz mi waść cóżeś zrobił?
Tak mnie zagadł, żem zmilkł jak trusia ust przygryzłszy, żadnego z wierszy moich zacytować mu nie mogłem... bałem się nawet je wspominać z powodu, że niejednaby się tam herezja znalazła; z uczynków innego rodzaju łamałem głowę: nic nie śmiałem wskazać: tak mi się teraz liche wydawały.
— Już to, że waćpan milczysz, przerwał poczciwy nieznajomy, bardzo wiele za nim świadczy... no! no! pójdziesz na rekolekcję i pokutę... ale nie desperuj przecie, jakoś to będzie! Jest tam rachmistrz na dole co z waszmością zrobi obrachunek i wyznaczy tymczasową kwaterę.
Ja tedy na dół, tłum ogromny, ledwie dostąpić: patrzę ów rachmistrz zajmuje się Psychostazją... i waży dusze... Na jednej stronie szali kładnie dary Boże, na drugiej uczynki ludzkie i wedle tego jak co niedoważa, zaraz z kancellarji wydają bilety na tysiąc, dwa, trzy tysiące lat... rekolekcje w różnych miejscach.
Potępionych tu wcale nie było, a czynność odbywała się tak porządnie i szybko, żem ani się opatrzył jak na mnie kolej przyszła. Rachmistrz zawołał, popatrzał... i tuż posłańcy jego jak poczną znosić dary, któremi mnie Bóg obsypał przy urodzeniu, tak szalę
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Trapezologjon.djvu/49
Ta strona została skorygowana.