wzdychając z lekka podkomorzyna, ale tego prozaicznego wezwania nikt nie słyszał, czy słyszeć nie chciał, a stolik objęty łańcuchem, piszczał pod palcami swych władzców. Długą chwilę trwała czynność przygotowawcza, nareszcie cichutkie ach! wyleciało w powietrze. Pan Henryk pospieszył ze swojem:
— Kto jesteś duchu?
— Melanja! Melanja! odpowiedział stolik.
— Kobieta! cały zaperzony wykrzyknął podkomorzy, łamiąc ręce, ale gdzież? spodziewam się, że jej nie osadzono ani w ćwieczku ani w klajstrze.
— Gdzie przebywasz? spytał pan Henryk.
— A! tu! tu! na wierzchu, w blacie stolika i tak ciasno... tak niewygodnie!
Duch westchnął.
— Biedna istota! westchnęła za nim panna Celestyna.
— Mój Boże, co to się dzieje! zawołała podkomorzyna.
— Duchu opowiedz nam życie swoje... pospieszył Henryk.
— Jakżeś ty niegrzeczny! przerwała Celestyna.
Ale owa Melanja nie obraziwszy się wcale za poufałą interpellację i trzykroć jeszcze westchnąwszy w kształcie przedmowy, natychmiast opowiadanie poczęła.
— Życie, a! chętnie, chętnie bardzo, od tak dawna ust nie otworzyłam, od tak dawna nikt się nie ulitował nademną... grzeczniejsi byli dla mnie na ziemi, o! daleko! ale tu na tym czarnym świecie pokuty, żadnej a żadnej formy i najmniejszego dla słabej płci względu! Wspomniawszy na przyjęcie jakiego doznałam, cala jeszcze drżę z oburzenia i boleści... Musiałam wmięszać się w najdziwniej niedobrane towarzystwo, w tłum osób nieznajomych, szłam potrącana i popychana... A tam, tam, odprawiono mnie tak bez ceremonji! nie dano mi się nawet wytłumaczyć! Gdyby chciano mnie przynajmniej posłuchać.. byłabym przekonała wszystkich o mojej niewinności... potem przy wadze postąpili ze mną sobie bez żadnej grze-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Trapezologjon.djvu/59
Ta strona została skorygowana.