Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Trapezologjon.djvu/64

Ta strona została skorygowana.

stawał się czuły i giętki, ale potem wracał do swych nałogów, miał bowiem wszystkie śmieszności egoistów... Chciał naprzykład, żebym żyła tylko dla niego, nim... dzika, dziwaczna pretensja, nie myślałam nigdy złamać mu wiary, ale wyrzec się znów całego świata, nie dozwolić sercu uderzyć, myśli pobujać, byłoby nieznośną niewolą... gorzej klasztoru...
Lubiłam się bawić, pamiętałam, że byłam piękną, a wszystko to mi miał za złe... Kazał mi siedzieć z pończochą przy kolebce Julka, jak gdyby Julek nie miał nianiek i bon i całego dworu, który go pielęgnował.
Musiałam się czasem oburzyć, musiałam zgnieść tyrana; ale co to mnie kosztowało!! Otworzyłam wreszcie dom, postawiwszy na swojem, bo uważałam, że starzejąc powolniał coraz i łagodniał mi Alfred... sypnęło się do nas co żyło najdystyngowańszego. Nie przeczę, żem się starała podobać, żem lubiła wejrzenia czułe, pełne myśli i odpowiadała na nie wzrokiem obietnic pełnym, żem się zdawała robić niektórym nadzieje półsłówkami, żem usiłowała być jak najpiękniejszą i trochę zalotną, żem nawet z nudy, z nudy tylko, czytała listy Teodora i odpowiadała na nie, ale mi to wszystko za takie jakieś wielkie grzechy porachowano!! przecież wiem, że nie były śmiertelne... ściśnienie ręki, kradziony leciuchny pocałunek, były doprawdy największemi mojemi przestępstwy, ale mnie widać ogadano, a plotki wiarę znalazły... Nie było nic więcej! Żeby też byli porachowali mi także to utrapione życie z Alfredem, jaki to był nudziarz nieznośny, jak co chwila dusił mnie tem swojem skąpstwem i prozą!
Minąwszy lat dwadzieścia kilka, im bliżej byłam trzeciego dziesiątka, choć miałam dwoje ślicznych aniołków, które do mnie były bardzo podobne, nie mogłam już zmieniać trybu życia, do jakiegom była przywykła. Ale czyż to wina? czyż to grzech? Przykro mi było zestarzeć się nieskosztowawszy miłości, o której czytałam tyle... musiałam odegrać rolę jakaś w tym dramacie, bez którego życie by było niepełne.