moich... byłabym go naówczas odepchnęła z wyrazem oburzenia i wzgardy. Zamiast niego, musiałam wreszcie wybrać Stasia... O! dobreż to było chłopię, złote serce! trochę miękki, trochę rospieszczony, ale taki posłuszny i takie serdeczne dziecko!
Szczerze chciałam pójść za niego, ale los wcale zrządził inaczej, nie miałam szczęścia, a tego mi nie policzono!!
Staś był prawda trochę za młody, obliczywszy ściśle, mógł być synem moim, ale ja jeszcze tak młodo i ślicznie wyglądałam naówczas, że mnie czasem brano za dwudziestoletnią panienkę, garderobiana moja przysięgała mi nato... Staś był zakochany, ja dzieci wyprawiłam na wieś i nigdy o nich mu nie czyniłam wzmianki, już mi zaczynał nawet napomykać o małżeństwie biedny chłopiec, gdy ktoś zawistny dał znać na wieś jego rodzicom... O! ci starzy! oni zawsze szczęście widzą tylko w tem coby je im dać mogło i mierzą je gotową miarą swoją... wlecieli do Warszawy, zabrali mi chłopca, i ostatnia moja miłość zerwała się jak struna wśród koncertu, bez przygotowania, nagle... na wieki...
Kilka tygodni byłam niepocieszona, ale słabość jego charakteru, uległość rodzicom nierozsądna opamiętały mnie, nicbym była z niego nie zrobiła... otrząsłam się z tego dziecinnego przywiązania, zaczęłam znowu szukać dokoła siebie...
Już mi się nic nie udawało! lgnęli do mnie to prawda, ale nikt z tych kogobym była wybrała, żenić się zemną nie myślał... radzi byli tylko przyjść, pobawić się, nie wiążąc niczem i odejść gdy się im podoba. To mnie oburzyło!! Usiłowałam wreszcie kogokolwiek serjo rozkochać, starałam się być piękną, pokazać bogatą, błysnąć dowcipem, nic nie pomogło; każdy przychodził, napatrzył się, naśmiał, nadowcipował, zabawił i odchodził obojętny... Domyśliłam się wreszcie że mi moje dzieci musiały tak szkodzić do szczęścia i znienawidziłam je prawie z tego powodu... Nie byłam jednak złą matką... pamiętałam o nich, o ich potrzebach, o nauce, o wygodach... tylkom niańką i dozorczynią być nie mogła
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Trapezologjon.djvu/66
Ta strona została skorygowana.